wtorek, 28 grudnia 2010

7. Czarno na różowym plus limonka w pakiecie.

Na blacie leżała limonka.
- Zupełnie mi nie pomagasz - rzekł do niej.
Zachował się niesprawiedliwie. To była tylko limonka (...). Starała się jak mogła.
Neil Gaiman, Chłopaki Anansiego

Spodobało mi się rozpoczynanie od cytatu. Gdy przeczytałem ten fragment w Chłopakach Anansiego (serdecznie polecam), nic nie znaczący dla całości powieści, będący jedynie żartobliwym przerywnikiem akcji, aż złapałem się za głowę. Zrozumiałem, że to idealnie ilustruje moje dotychczasowe związki. Otóż może to ja niesprawiedliwie traktowałem moich chłopaków oczekując od nich jakichś głębszych uczuć, przywiązania, szacunku czy innych głupot. Mając dzisiaj tą wiedzę, żałuję, że nie traktowałem ich jako dodatku do drinka zwanego życiem. Cóż, oby więcej limonek mi się nie trafiło, pozostaje po nich tylko niesmak.

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że w środowisku homoseksualistów jest dużo osób nietolerancyjnych wobec innych gejów. Wiele osób odżegnuje się od kolesi z piórkiem w dupie, zwichniętym nadgarstkiem, cienkim głosikiem i manierą w głosie. Uważają ich za odpowiednik pustych solarowych tipsiar (to też stereotyp). Jednak nie ma nic bardziej płytkiego niż ocenianie kogoś przez jego powłokę. Czasami pod tą powłoką kryje się niebanalna osobowość. Ci, którzy z miejsca odrzucają takie osoby, udowadniają tylko jak są puści i przestraszeni. Ja osobiście nie uważam się za jakiegoś "męskiego typa", ale piórka w tyłku też nie mam, chociaż owym tyłkiem czasem zakręcę ^^

Święta upływają pod znakiem rodzinnej nudy, Kevina w telewizji oraz spotkań ze znajomymi. To trzecie jak zwykle najprzyjemniejsze. Udałem się więc do Gościńca, by spotkać się z kilkoma osobami, nie zważając na to, że byłem zaziębiony. W Gościńcu było zimno, więc rozgrzewałem się Jasiem Wędrowniczkiem z colą, ale dało to odwrotny skutek. Efekt - następnego dnia wizyta u lekarza, gdyż prawie straciłem głos. Oczywiście musiałem tłumaczyć po kolei moje perypetie związkowe z wcześniej wspomnianymi limonkami. Bo miałeś ustawione "w związku" na fejsbuku - ale już nie mam, co tu tłumaczyć. Jednakże ludzie są żądni krwi, potu, łez i trupów. A jak odwrócisz pytanie to Oj tam, oj tam, nieważne, nie chcę opowiadać... 

Tyle tymczasem. Niedługo spróbuję podsumować mijający rok, więc niedługo znowu napiszę. Sorry, że tak bez polotu generalnie, ale gorączka chyba mi wraca : /
Cheers!



środa, 22 grudnia 2010

6. Przedświąteczna euforia oraz inne kłamstwa.

Jest mi smutno
Jest mi źle
Ale nie
Jebię Cię!
Anna Tabaka

Wiersz ten owa poetka wygłosiła ponad rok temu, gdy staliśmy w kolejce po zapiekanki, po czym dumnie przedstawiła się "Jam Wisława Szymborska". Pani Wisława ma otrzymać jakiegoś koguta od prezydenta, Anka jeszcze musi zasłużyć. Wiersz był krótki, chwila ulotna, ale wiersz zapadł mi w pamięć. Co jakiś czas muszę sobie go powtarzać i z przykrością stwierdzam, że wraz z kolejnym powtórzeniem traci efekt. To tak jak z ulubioną piosenką - słuchasz jej w kółko, a potem masz do niej zaledwie sentyment. Jeśli ustawisz sobie ją na dzwonek, to w pewnym momencie zaczyna cię wkurwiać. A ten wiersz stał się moim dzwonkiem...

Ostatnio, będąc w desperacji, uznałem, że spróbuję i poszukam inspiracji. Mocno reklamowany film, o kobiecie, która nagle zrywa z dotychczasowym życiem i wyrusza w podróż do Włoch, Indii i Indonezji w poszukiwaniu swojego "ja" wydawał się odpowiedni. Niestety, okazał się bezwartościowym gniotem. Nie oglądajcie Eat Pray Love pod żadnym pozorem. Laska jeździ sobie po świecie i niewiele z tego wynika, poza tym, że w Indonezji się zakochuje - ot kurwa cała filozofia. Nie tylko fabuła jest żenująca - nowe usta Dżulji z domu Roberts straszą przez cały film. Chyba robiła sobie je na promocji w Tesco albo Biedaku. Naprawdę odradzam oglądanie tego gniota. Film zawiódł, więc będę musiał sam odnaleźć swoją drogę... ^^

Pomyślałem, że na chwilę zawieszę poszukiwania i starania, bo przecież mamy okres świąteczny. Na to wskazuje data, wskazuje też zawalony ludźmi Real, Alfa, autobusy międzymiastowe oraz choinka w domu. I to by było na tyle. Nawet reklamy Coca-Coli nie widziałem. Nie ma żadnej magii świąt, wszystko jest takie nijakie, bombki nie uśmiechają się, światełka nie migają. Może to już koniec? Może Grinch zrobił swoje i świąt nie będzie? Może jutro coś się zmieni, może ktoś rozkręci magię świąt... 

Tyle na dzisiaj,
Cheers!


poniedziałek, 20 grudnia 2010

5. Balejaż i inne upośledzenia.

Byłem dzisiaj na konferencji na temat prawa dziecka do ochrony zdrowia. I bardziej niż treść wygłaszanych przemówień uwagę moją zwróciły kobiety z balejażem na włosach. Zastanawiam się, jak można się tak skrzywdzić. Co prawda panie były w wieku 35-45 lat, pewnie miały mężów i poczucie, że wyglądają fantastycznie. A kto wzbudził w nich to poczucie? Przyjaciółki, które, gdy zobaczyły je w balejażu, stwierdziły, że pięknie wyglądają. I tu pojawiło się kolejne pytanie: czy owe przyjaciółki uważają tą tragedię za "fajną"? Okazuje się, że nie. Karlajn, towarzyszka mojej niedoli podczas konferencji, wytłumaczyła mi, że kobiety mówią sobie, że wyglądają wspaniale w nieudanych fryzurach / źle dobranych ciuchach, ponieważ nie chcą, by one wyglądały ładniej od nich. I potem mamy obraz kobiety koło 40tki z balejażem na włosach, w kolorze bladej czerwieni, blondu i brązu... Masakra. A ja na to muszę później patrzeć.

Co do treści konferencji kilka rzeczy wzbudziło moje zdziwienie. Na przykład dowiedziałem się, że jeśli lekarz w karcie zgłoszenia przyjęcia do szpitala dziecka stwierdzi u niego Zespół Dziecka Maltretowanego i owo dziecko ma na przykład złamaną nóżkę to NFZ nie zapłaci za leczenie tego urazu. Jeśli natomiast nie wpisze, że dziecko posiada Zespół Dziecka Maltretowanego, NFZ za leczenie zapłaci. Dla mnie w tym momencie minister zdrowia powinna podać się do dymisji, gdyż minęły ponad 3 lata jej urzędowania, a tak ważna sprawa nie została załatwiona.


Zmieńmy temat na przyjemniejszy. W ostatni weekend odbyła się impreza z okazji moich urodzin. Tym razem kameralna. Była sałatka, którą osobiście przyrządziłem, tak samo jak kanapki, jajka faszerowane, które przyniosła Pati, czipsy oraz oczywiście tort. A raczej torcik. Przeżyłem szok, gdy przyszło mi zapłacić za niewielki tort ponad 40 zł. Ale jeśli chce się zdmuchnąć świeczki i pomyśleć życzenie, to trzeba płacić. Oby się życzenie spełniło : ) Oczywiście wszyscy nie mogli przybyć, ponieważ mieli zajęcia w odległym mieście (szkoda, że Cię nie było, Ajwi) albo takie ważne rzeczy do zrobienia jak kupienie spodni i bluzki. Impreza była udana - nie mogło być inaczej. Najpierw pochlej party u mnie, potem dwie maxi taxi przeniosły nas do Insomnii, w której moi przyjaciele hetero zawstydzili homoseksualistów - rozkręcili imprezę. Kolejnym przystankiem była Sowa, do której pan Waldek wpuścił mnie za darmo z okazji moich urodzin (dziękuję panie Waldku!). Niestety dotrwałem tylko do trzeciej, zabrakło mi sił po prostu ^^ Ale to się zdarza.

Tak więc skończyłem już 21 lat. Pora umierać. Tym optymistycznym akcentem zakończę tym razem. Miałem w sumie pisać o czymś innym, ale cóż... Może następnym razem o tym napiszę.

Cheers!

niedziela, 12 grudnia 2010

4. Rodzina to jest siła!

W 2005 roku w Słowenii zalegalizowano związki partnerskie osób tej samej płci. Ustawa została przyjęta przez konserwatywny rząd. U nas w tym czasie rządził konserwatywny PiS. Wyobrażacie sobie Jarosława Kaczyńskiego wprowadzającego taką ustawę? xD Co ciekawe później Trybunał Konstytucyjny Słowenii uznał, iż wprowadzenie zapisu o związkach partnerskich jest dyskryminacją osób homoseksualnych i nakazał zmianę prawa tak, by zrównać związki homoseksualne z prawami małżeństw heteroseksualnych. W ten sposób rząd przygotował ustawę legalizującą pełne małżeństwa osób tej samej płci, a 2 marca 2010 roku parlament ją przegłosował. Ustawa wejdzie w życie 1 maja 2011 roku. Można?

Wszystkim znany utwór o dwóch ojcach, bo tak można.
Terence - Twee vaders 

Związki partnerskie zostały zalegalizowane także w Czechach, na Węgrzech, Słowacja oraz Łotwa, Litwa i Estonia przygotowują się do wprowadzenia ich na swoim terytorium. Jak tak dalej pójdzie, to okażemy się być czarną dziurą na tęczowej mapie Europy. I będzie wstyd.

Ja w przyszłości  też chciałbym założyć swoją tęczową rodzinę. Dzieci, co prawda, mieć nie zamierzam, ale wyjść za mąż i wyprawić wiejskie weselicho z kapelą disco polo - jak najbardziej. Niestety - u nas jaki rząd by nie był - liże dupę klerowi, czarnej mafii. A jak wiadomo, ta największa organizacja przestępcza na świecie mocno trzyma za mordę swój ostatni bastion. Naszą kochaną, umęczoną najpierw przez Niemców, Rosjan i Austriaków,  a teraz przez tych niegodziwców w sutannach, Polskę. Gdybym nie kochał swojej ojczyzny, to dawno już by mnie tu nie było. Bo jak tu żyć, jeśli od 1 stycznia mają wzrosnąć podatki, podwyżki w budżetówce zamrożone, a chleb już kosztuje ponad 2 zł. Jak tak patrzę na poczynania ekipy Tuska, to mam ochotę zadzwonić na policję. Niestety, oni to wszystko robią legalnie...

Tak z innej beczki. Wczoraj byłem na clubbingu po olsztyńskich klubach. Dzisiaj mnie wszystko boli, ale to miły ból. I zaobserwowałem jedną ważną rzecz - większość dziewczyn nie potrafi totalnie tańczyć, ani odnaleźć się na parkiecie. Oczywiście facetów to też się tyczy, ale im odpuszczam, bo my mamy solidarność plemników. Postanowiłem to szybko ukrócić, ponieważ tą swoją niezdarnością zakłócały moją przestrzeń życiową. Otóż tańczy sobie normalna parka hetero, a on ją wygina. Na parkiecie mało miejsca, ale nie ma rzeczy niemożliwych - można to zrobić tak, żeby nikomu nie przeszkadzało - wystarczy mieć mózg i sprawne oczy. Ale jeśli ktoś nie potrafi i znajduje się przy mnie, to ma problem. Wróćmy do sytuacji. On ją wygina - ona uderza głową we mnie. Lekko, bo lekko, ale mnie to wkurwia. Więc co ja robię? Przyglądam się, kiedy zrobi to znowu i uderzam ją łokciem w głowę ^^ Nie za mocno, przecież nie chcę jej zabić, chcę ją po prostu zniechęcić. Więc raz dostała, potem drugi, a po trzecim razie taka para przenosi się w inną część sali. Sytuacja druga: dziewczyna myśli, że dobrze tańczy więc nie ogranicza się do dreptania w miejscu i nadeptuje na mnie obcasem albo i nie obcasem, ale jednak nadeptuje. W tej sytuacji dostaje "przypadkowego" kopniaka w piętę (faceta się nie kopie, bo ma adidasy, więc i tak nie poczuje). Po dwóch kopach zmienia miejsce. I trzecia, jakże zwyczajowa sytuacja: rozpychanie się. W tym wypadku osoba rozpychająca się dostaje z bara, kołysze nią, raz drugi i już się nie rozpycha. A ja wtedy mogę rozkoszować się muzyką i bawić się ze znajomymi : ) Jeszcze takie przemyślenie na temat imprez: odkąd nie można palić w klubach, to już nie śmierdzi tam fajkami, a spoconymi wieprzami... Ja się do tych wieprzów zaliczam <ręka w górę> : D

Tyle na dzisiaj.
Cheers!

poniedziałek, 6 grudnia 2010

3. This is how it goes, czyli związek.

Jaka jest recepta na udany związek? Wzajemne zrozumienie, zaufanie, poświęcanie się dla drugiej osoby, zaspokajanie jej potrzeb (nie tylko łóżkowych ale i intelektualnych), wspieranie oraz wierność. Gówno prawda. Recepta na udany związek jest prosta: trzeba sprawiać wrażenie niezainteresowanego, egoistycznego chuja. Wtedy mamy pewność, że będziemy wprost oblegani przez naszego partnera. Jest tylko jeden problem: nie możemy się zakochać. Gdy człowiek straci głowę dla kogoś zachowuje się irracjonalnie, odkrywa swoje słabe punkty, a wtedy druga osoba może to skrzętnie przeciwko nam wykorzystać.

Bazując na swoich związkach muszę stwierdzić, że opcja "na chuja" się sprawdza. [...]

Można też zagrać w miłość. Jak to wielu geji na swoich profilach pisze:
- Zagramy w miłość?
- Dobrze.
- Kocham Cię.
- Przegrałeś.
Coś w tym kurde jest. Zawsze ta osoba, która pierwsza powie kocham stoi jakoś na przegranej pozycji względem drugiej. Fakt, przeważnie druga osoba odpowie: "Ja też Cię kocham", ale nigdy nie mamy pewności wtedy, czy mówi to nam, bo głupio powiedzieć coś innego, czy rzeczywiście też to czuła... Skoro czuła, to dlaczego nie powiedziała pierwsza? I można tak dalej snuć paranoje. Jeśli chodzi o grę w miłość, to zagrałem. Dobrze na tym nie wyszedłem. Szczególnie ostatnio, bo należą się wyjaśnienia czytelnikom (jeśli ktoś w ogóle czyta), że zagrałem w miłość dwa razy z tym samym chłopakiem. Raz zrozumiałem swój błąd - był jeszcze nie okrzesany, byłem jego pierwszym prawdziwym chłopakiem itd. Jednak gdy po prawie roku zdecydowaliśmy się znowu być razem uznałem, że nie powiem tego tak szybko... Że nie będę tym słowem rzucał na prawo i lewo (mimo że poprzednim razem było odwzajemniane) i poczekam niech to się wszystko scementuje. No i wydawało się, że to wszystko w dobrą stronę idzie, wyznanie padło, po drugiej stronie słowa "ja wciąż nie jestem pewien, co do Ciebie czuję", a później to już tylko równia pochyła... Wiadomo. Przegrałem. 

Generalnie ja jestem za dobry dla moich chłopaków - dlatego moje związki tak krótko trwają. Dbam o to, by zawsze był między nami kontakt, staram się wspomóc w trudnych sytuacjach, jestem wyrozumiały, zapraszam na kolacje, a śniadanie robię do łóżka. A to jest odbierane generalnie jako upierdliwość. Tak jest i tym razem... A może było? Kurde, właśnie nie wiem, jak to wygląda ^^

Wiadomo, to wszystko, co tutaj napisałem nijak sprawdza się, gdy spotka się miłość swojego życia. Więc tych szczęściarzy, którzy znaleźli już swoją drugą połówkę proszę o przymknięcie oka.

A tak ode mnie to napiszę, że dzisiaj zrobiłem swój pierwszy przelew przez internet, założyłem sobie parę dni temu fejsbuka i znajomym każę klikać, że lubią moje statusy, a dzisiaj dostałem czekoladowego Mikołaja do buta, a w Alfie cukierki : )
I jeszcze refleksja jedna: ostatnio zauważyłem, że jak leci "Waka Waka" to wszyscy geje się bawią, a w opisach umieszczają sobie tekst "Love the way you lie" : D  To już oficjalnie najbardziej gejowskie piosenki roku ^^

Tyle ode mnie.
Cheers!