poniedziałek, 3 stycznia 2011

8. I się skończył, 2010 do kosza.

Oto moje subiektywne podsumowanie roku 2010.
Rok 2010 skończył się parę dni temu, ja właśnie obudziłem się po trzydniowym Sylwestrze. Pora go podsumować. Nie będzie to tylko osobiste podsumowanie, ale także moja skromna ocena tego, co działo się w Polsce i na Świecie. Zaczynajmy.

CZŁOWIEK ROKU
Zdecydowanie, niezaprzeczalnie - Lady GaGa. Kobieta, która jest nie tylko zjawiskiem muzycznym, ale też socjologicznym. Po jej wystąpieniu, w którym sprzeciwiała się zasadzie Don't ask, don't tell w amerykańskiej armii, interweniował prezydent USA Barrack Obama zapowiadając, że prawo to zostanie zniesione. Zanim ten rok się skończył, zapis ten został usunięty i geje, którzy nie ukrywają swojej seksualności mogą służyć w armii amerykańskiej. Szkoda, że u nas nie ma takiej Lady GaGi, która by jednoosobowo załatwiła nam prawo do zawierania związków małżeńskich. Pomarzyć tylko...
Drugie miejsce należy się pani Henryce Krzywonos za wejście na mównicę podczas obchodów Sierpnia '80.
Trzecie miejsce dla Janusza Palikota za to, że się po prostu nie pierdoli i robi, co uważa za słuszne.

PORAŻKA ROKU
W takiej kategorii walka zawsze jest zacięta. Kandydatów było wielu: Donek Tusk (za podwyższanie podatków i robienie chujowych oszczędności zamiast zabrać pieniądze kościołowi), Jarek Kaczyński (za bycie nieuleczalnym i permanentym durniem), Kościół Katolicki (za okradanie państwa z pieniędzy dzięki takim zjawiskom jak Komisja Majątkowa oraz istnienie) czy walkę o krzyż pod pałacem prezydenckim. To tylko najgorsze z najgorszych kandydatur. Osobiście jednak wybieram Donka, gdyż ma realny wpływ na gospodarkę naszego kraju. Już raz ta ekipa rozpierdoliła gospodarkę Polski, gdy premierem był Buzek. Oby tym razem im się nie udało.

MUZYKA
Best: "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" Kanye West. Zdecydowanie najlepszy album roku, dopieszczony od pierwszej do ostatniej nuty. Klasa sama dla siebie. Teraz już rozumiem fakt, że Kanye otwarcie twierdził, że jest następcą Michaela Jacksona.
Worst: "The Beginning" The Black Eyed Peas. Dawno nie słyszałem czegoś równie złego. Wielkim gwiazdom zdarzają się albumy mniej udane, czasami słabe, ale nie tak fatalne jak ten album will.I.am'a i spółki. Jazda na tępym bicie przez godzinę może upośledzić mózg, kompletnie odradzam słuchanie tego albumu.

MY LIFE
Nie działo się więcej niż zwykle, ale chyba było gorzej. Choć rok zacząłem iście szampańsko i rozrywkowo, to później zaczynały się schody w dół. Odrazu zacząłem od rozstania i wejścia w nowy związek, który okazał się kompletną porażką... Gdzieś na początku roku zaczęły także odżywać moje relacje z Mr. D na początku przyjacielskie. Po kolejnym rozstaniu długo z nikim nie byłem, a gdy pojawił się ktoś fajny, z kim można było myśleć o czymś poważnym i długotrwałym, to pojawił się Mr. D ze stwierdzeniem, że on chyba mnie chce. Kalkulacja była prosta: jeśli zrozumiał, że jednak coś do mnie czuje, po okresie przyjaźni, skoro znamy się już jak łyse konie, to chyba wie, co robi. Jak się okazało - nie wiedział. A ja odrzuciłem fajnego chłopaka, by z nim znowu być... Cóż... Za błędy płaci się wysoką cenę. Potem wróciłem do Olsztyna, zamieszkałem w penthousie i po jakimś czasie zacząłem się z kimś spotykać. Ładnie, pięknie, aż chuj mięknie i znowu dostałem po dupie. Więc Sylwestra spędziłem bez pary tym razem i miejmy nadzieję, że to dobry znak, skoro w zeszłym roku było inaczej.

OCZEKIWANIA
Nowy rok, nowe wyzwania? Nic bardziej mylnego. Wyzwania wciąż te same: zmiana konstytucji, umniejszenie roli instytucji kościelnych, a przede wszystkim dobra zabawa. 
Nowy rok, nowa miłość? Chyba mi się nie chce. Ale może ktoś mnie przekona?
Nowy rok, nowa rzeczywistość? Chyba pora zacząć myśleć o zmianie miejsca zamieszkania intensywniej. Hubcio nastraszył mnie tym, jak to wygląda w Warszawie, więc może ją sobie podaruję... Ale cóż. Cała Europa stoi przede mną otworem. 
Przede wszystkim życzę sobie bym był szczęśliwy. I tego Wam też życzę. Niedługo nowa notka, ponieważ jest parę spraw, które trzeba poruszyć. 

Cheers!

P.S. Dodałem po lewej stronie linka na mój profil na fejsie, jakby ktoś oglądał mojego bloga skądś inąd, to teraz może zobaczyć, jak wyglądam ; )

1 komentarz:

  1. Zero postanowień? No wstyd, wstyd i hańba!
    Same oczekiwania nie wystarczą, trzeba czasem ruszyć tyłek i zamienić je na owe postanowienia...
    Gadam jak stara ciotka, ale cóż czasem trzeba :)

    OdpowiedzUsuń